POKOCHAŁAM
W poprzedni wtorek spełniło się jedno z moich zambijskich
marzeń: Dzieci z naszej szkoły garażowej mogły pojechać nad jezioro do Sanphii.
Cena za wprawę: 10 kwacha. Suma bardzo symboliczna. Dokładnie tyle kosztuje
tutaj litr mleka. Mimo to zbiórka rozpoczyna się już dwa tygodnie
wcześniej. Prawie każdego dnia któreś z
Dzieci przynosi drobny pieniążek. Tylko 7 osobom udaje się dobrnąć do 10, ale pojechać
może ostatecznie każdy. 30 szczęśliwych Maluchów zbiera się przed garażem na godzinę
przed czasem. Oczekiwanie na ten dzień najwyraźniej nie pozwala im spać. Podobnie i mnie. Dzisiaj
ma się spełnić nasze wspólne marzenie.
Po Dzieci przyjeżdża niewielki biało-niebieski bus. Ja z
kilkoma z nich wsiadam w samochód naszej Siostry Dyrektor. Zabieram ze sobą pudełko z upieczonymi dzień wcześniej ciastkami z cukrem. Ruszamy! Cieszę się jak dziecko.
Po godzinie drogi
docieramy na miejsce. W oddali widać już błękitną taflę wody. Sprawia wrażenie,
jakby unosiła się do góry i miała nas zaraz zalać. Słyszę pierwsze odgłosy
zachwytu. Florence otwiera szeroko buzię i zasłania ją ręką. Chanda na przemian
spogląda na mnie i przez okno. Nic nie musi mówić. Jestem tu po raz trzeci, ale
dzisiaj i ja na nowo zachwycam się tym miejsce. Tego cały czas uczą mnie Dzieci.
Przecierają moje zakurzone oczy.
Ubrania szybko znikają ze szczupłych czarnych ciałek. Nikt
tu nie potrzebuje czasu, by oswoić się z temperaturą wody. Plusk, plusk,
plusk...
Nie od razu dołączam do Dzieci. Zatrzymuję się na środku
plaży i obserwuję. Coraz to ktoś wykrzykuje moje imię i macha wynurzając się na chwilę spod wody. Chce,
by go zobaczyć. Podnoszę rękę i odsyłam uśmiechy. Nie wiem, kto jest bardziej
szczęśliwy.
Nagle po raz pierwszy tak jasno uświadamiam sobie, jak
bliskie stały mi się te Dzieci. Jak to możliwe, że jeszcze dwa miesiące temu
nie wiedziałam o ich istnieniu? Dokładnie tyle czasu wystarczyło, by pokochać
Chongo, którego uśmiech rozkłada na łopatki każdy smutek. Pokochałam Mozesa,
który przerażał mnie na początku swoją
agresją, a teraz nieśmiało szuka przytulenia. Pokochałam Lombama i Jego
niewinne spojrzenie przypominające mi kotka ze Shreka. Pokochałam Czamę podnoszącą zaciśniętą
piąstkę do góry w radosnym geście triumfu, że poprawnie dodała dwie
liczby. Pokochałam Brighta, który śmieje się, że nie rozumiem, kiedy mówi do
mnie w bemba. Pokochałam małą Lovenes, która niestrudzenie usiłuje wyłudzić nowy ołówek chowając swój nieporadnie za plecami. Pokochałam Fridę, która
nauczyła mnie czekania na odnalezienie w drugim człowieku dobra. Pokochałam
robiącego sobie ze mnie żarty Vincenta. Uczy mnie dystansu do samej siebie. Pokochałam Bupe z brakującym zębem na
przedzie. Pokochałam każde z tych Dzieci. Każde bez wyjątku. Każde inaczej.
W końcu dołączam do zabawy, by nie dać się dogonić myśli, że
niedługo trzeba będzie się z nimi rozstać. Biegam za piłką. Udaję, że pływam. Zamieniam
się w karuzelę. Buduję zamki z piasku. W sercu dziękuję Bogu na każdą chwilę.
Dziękuję, że Gwiazdy na ziemi zaświeciły dzisiaj jaśniej.
:*
OdpowiedzUsuń