piątek, 26 grudnia 2014

TA SZCZĘŚLIWA NOC

Tegoroczna Wigilia była jak do tej pory najtrudniejszym i jednocześnie najpiękniejszym dniem spędzonym na misji.

Otwieram oczy wcześniej niż zazwyczaj. Ten szczególny dzień się budzi... - słowa mojej ulubionej piosenki same cisną mi się na usta. Po porannej Eucharystii przychodzi czas na wycinanie literek do dekoracji kaplicy i pakowanie ostatnich prezentów. Kolejne trzy godziny pochłania czekanie w kolejce na poczcie i drobne zakupy w mieście z Siostrą Lorraine. Tuż przed lunchem wstawiam do piekarnika ostatnie piernikowe ciasto. Przedświąteczne porządki przerywa potrzeba udekorowania ołtarza w maszym parafialnym kościele. Jest gotowy dopiero na godz. 18. Nerwową atmosferę buduje nieudana próba naprawienia internetu. Dzisiaj tak bardzo chciałybyśmy zobaczyć tych, których kochamy. Grupa młodych ludzi kontynuuje prace ogrodowe na terenie naszej placówki. Dzień toczy się niby zwyczajnie, ale ja jestem gdzieś poza tym wszystkim.

Nogami stąpam po zambijskiej ziemi, ale moje serce co chwilę wędruje do Polski. Ukradkiem ocieram pierwszą łzę słysząc Oj, Maluśki, Maluśki... - ulubioną kolędę mojego Taty.

To już czas. Świąteczna dekoracja, polskie kolędy w tle, zapach piernika i czerwonego barszczu coraz bardziej uświadamiają mi, że to naprawdę 24 grudnia. Zmrok za oknem przysłania afrykańskie lato. Wszystko wokół powoli ucicha. W tym roku jest nas tylko dwie - ja i moja misyjna Siostra, której rok temu jeszcze praktycznie nie znałam. Wspólna modlitwa, łamany opłatek, dobre słowo, uścisk i łzy tęsknoty pomieszanej ze szczęściem. Szczęściem, że jestem prowadzona ścieżkami, o których kiedyś nawet bym nie pomyślała. Szczęściem, że kocham i jestem kochana. Szczęściem, że mam za kim tęsknić. Szczęściem, że przyszedł Ten, na którego czekałam. Szczęściem, że dzisiaj tak mocno mogę doświadczać, że jest Emmanuelem - Bogiem z nami, Bogiem ze mną.





środa, 24 grudnia 2014

NAUKA TAŃCA

Każdego dni na misji na coś czekam. Jeszcze śpiąc czekam podświadomie na dźwięk budzika. Każdego ranka czekam na Biały Opłatek i siły, które przynosi. I czekam na zmiany, których jeszcze chce we mnie dokonać. Czekam na uśmiechy Dzieci. Czekam na otrzymaną i podzieloną radość. Czekam na cuda. Czekam na wieczorną chwilę odpoczynku wędrując palcami po kolorowych paciorkach. Czekam na noc, by kolejnego dnia móc zacząć jeszcze raz. Do tej pory najdłużej chyba czekałam na powrót Mamy zza Oceanu do domu. 5 lat upłynęło, zanim znowu mogłam Ją uściskać. Gdyby mnie wcześniej uprzedziła, pewnie bym Jej nigdzie nie puściła. Czekałam, bo kocham.

Czekanie jest wpisane w zambijską codzienność. Umówione spotkania zaczynają się przynajmniej z godzinnym opóźnieniem. Nikt się tutaj nie śpieszy. Nikt nie zerka niecierpliwie na zegarek. Nikt się nie zniechęca widokiem długiej kolejki. Panono, panono (powoli, powoli). Czas spędzony na czekaniu dla Zambijczyków nie jest czasem straconym. Jest ważną czynnością. I choć może z innych powodów, ale dzisiaj jestem im wdzięczna za tę lekcję.

Nie tylko w Zambii czekanie uczy mnie zaufania. Uczy, że wiara jest tańcem, w którym prowadzi Bóg. Uświadamia mi, że nie znam wszystkich dróg i odpowiedzi, ale z czasem okryję, że On je zna. Przypomina, że to On wybiera najlepszy moment. Uświadamia, że tylko miłość uzdalnia do czekania. Jak na Mamę.

Kończy się Adwent. Każdego dnia czekałam na Tego, który przychodzi. Czekałam, bo kocham.

Zatem Kochani, dobrego Spotkania!