piątek, 23 stycznia 2015

GOD IS ABLE

Dokładnie cztery miesiące temu opuściłam moje Ur w ziemi chaldejskiej. Poszłam za Głosem i pozwoliłam poprowadzić się drogą, której wtedy nie znałam. Każdy dzień spędzony na misji odkrywa przede mną kolejny jej skrawek. Czasami stawiam pewne, czasami bardzo chwiejne kroki. Czasami idę z wielkim zapałem, czasami Pan Bóg musi wołać mnie kilka razy i wręcz wypychać do przodu. Czasami widzę przed sobą otwartą przestrzeń, czasami nie mam pojęcia, co będzie za kolejnym zakrętem. Wiem jedno - tak pięknymi ścieżkami jeszcze nigdy nie chodziłam.

W ostatnią sobotę zaczepiły mnie dwie nieśmiałe Dziewczynki. Biegłam akurat udeptaną ścieżką obok naszego kościoła, by zanieść potrzebne rzeczy na spotkanie odbywające się w holu tuż obok naszej placówki. Dziewczynki okazały się być Siostrami, jedna miała 14, druga 11 lat. W zeszłym roku przychodziły do szkoły garażowej, którą prowadzimy teraz razem z Sylwią. Z dumą pokazały mi certyfikaty, które otrzymały na koniec roku i zeszyty z kilkoma zaledwie zapisanymi kartkami. W styczniu obie poszły do normalnej szkoły. W ich oczach tańczyła radość. Zaprosiły mnie i Sylwię do swojego domu. Tak po prostu. Poszłyśmy tam w niedzielne przedpołudnie. Razem z trzecią, najmłodszą Siostrą Dziewczynki czekały na nas pod kościołem. Przywitały nas szerokimi uśmiechami. Nasza droga przypominała labirynt rozmieszczony pomiędzy afrykańskimi chatkami i domami. Co chwila pozdrawiałyśmy i odpowiadałyśmy na pozdrowienia napotkanych mieszkańców Mansy. Z kolejnymi minutami kolejny Maluch dołączał do naszej wycieczki.




Po około 40 minutach dotarłyśmy na miejsce. Biegiem, bo na ostatnim odcinku Dziewczynki złapały nas za ręce i zdecydowanie przyśpieszyły kroku. Domek był bardzo prosty, położony na samym obrzeżu Mansy. Miał słomiany dach, sciany z pustaków, drewniane czerwone okienka i poustawiane przed nim doniczki z liściastymi kwiatami. Jako pierwszy jednak rzucił mi się w oczy napis wymalowany na ścianie: God is able. W domu był tylko tata, mama sprzedawała akurat warzywa na targu, to Jej praca. Przyjął nas bardzo ciepło. Usiedliśmy razem przed domem. Szybko zbiegła się kolejna gromadka Dzieci z sąsiedztwa. Usiadły wokół nas i przysłuchiwały się rozmowie. Ich ciepłe spojrzenia wędrowały ode mnie do Sylwii i z powrotem. Jak zwykle hojnie rozdawały swoje czekoladowe uśmiechy. Porozmawialiśmy o codzienności tej rodziny. Tata nie ma pracy, cały czas jeszcze jej szuka. Wierzę, że ją znajdzie, bo przecież God is able. Obecnie prowadzi małą farmę wokół domu. W porze deszczowej to dobry sposób na zarobek. Podobnie jak Dziewczynki bardzo się cieszy, że teraz mogą chodzić do normalnej szkoły. Do szkoły chodzi też 9 letni synek. Tata bardzo chciałby, by Dzieci kontynuowały naukę. Ja spokojnie uśmiecham się pod nosem i wierzę, że tak będzie, bo przecież God is able. W prezencie dostałyśmy kasawę - tutejsze białe, podłużne jak chrzan warzywo przyrządzane przez Zambijczyków na przynajmniej trzy tradycyjne sposoby: grillowane na otwartym ogniu, smażone na patelni z solą albo gotowane na słodko.






Nasze odwiedziny trwały około godziny, ale wróciłam do domu tak ubogacona, jakbym wracał z dalekiej podróży. Do dzisiaj nie mogę zapomnieć wdzięcznych oczu taty. Doskonale pamiętam głęboki uśmiech zwłaszcza jednej z Dziewczynek. Nie zapomnę dziecięcego zaufania najmłodszej z nich, która bez oporu znalazła sobie bezpieczne miejsce na moich kolanach. Wszystkie te rzeczy dane mi zupełnie za darmo. Żadna z nich nie domagała się niczego w zamian. Tamtego przedpołudnia zobaczyłam, co to szczęście. Szczęście uzależnione nie od tego, co się ma, ale jakie ma się serce i na ile się kocha. Szczęście wypływające z wiary, że God is able. Szczęście podzielone z kimś, kogo dzień wcześniej ani Dziewczynki, ani ich tata kompletnie nie znali.




Moja droga jeszcze się nie skończyła. Dzisiaj wieczorem znowu zamykam oczy z wielką wdzięcznością za kolejny poznany jej skrawek. Zamykam, by jutro otworzyć je na nowo i bogatszą wyruszyć dalej przed siebie. I nie chcę się lękać, bo nie idę sama. Ta uboga rodzina przypomniała mi, że kiedy ja niedomagam, God is able.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz