wtorek, 10 lutego 2015

NAJKRÓTSZA DROGA

Każdego dnia na misji spotykam dziesiątki lub setki Dzieci. Z większością z nich, zwłaszcza tą najmłodszą, rozmowa kończy się na kilku słowach i zwrotach, których z czasem nauczyłam się w języku bemba. Tylko niewielka grupa rozumie i potrafi odpowiedzieć cokolwiek po angielsku. Przez pierwsze tygodnie spędzone w Mansie bardzo mnie to krępowało. Dla Dzieci od samego początku nie stanowiło to żadnej bariery, ja jednak potrzebowałam czasu, by nauczyć się tej najkrótszej drogi do drugiego człowieka, by One mogły mnie jej nauczyć  - uśmiechu.



Nigdy nie poznamy całego dobra, jakie może dać zwykły uśmiech - Matka Teresa z Kalkuty miała rację. W Mansie Dzieci rozdają swoje czekoladowe uśmiechy na każdym kroku. Pierwsze docierają do mnie już o poranku, kiedy wracam z Eucharystii. Dzieci ze szkoły garażowej wiernie schodzą się przed czasem w pobliże naszego domku i czekają na swoje zajęcia. Nawet nie zdają sobie sprawy, z jaką mocą ich uśmiech rozgania czasami czarne chmury, które chciałyby zabrać mi radość nowego dnia. Zbiegające się ze wszystkich stron Uśmiechy witają mnie w Oratorium, przeganiając skutecznie częste zmęczenie i zniechęcenie. Uśmiechy też mnie żegnają kolejny raz przypominając, że było warto. Kolejne co chwila dostrzegam z kościelnej ławki, skradają się do środka przez okno albo drzwi. Najpiękniejsze są wieczorem przy zachodzącym słońcu, kiedy towarzyszą im najmocniej o tej porze święcące, uśmiechnięte oczy.




Pokochałam te czekoladowe Uśmiechy. Pokochałam ich szczerość, niewinność, ufność i dobro. Najkrótsza droga, której cały czas jeszcze się uczę. Dostępna nie tylko dla Dzieci. Dostępna nie tylko w Mansie. Prosto od serca do serca. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz