czwartek, 27 listopada 2014

POKOCHAŁAM

W poprzedni wtorek spełniło się jedno z moich zambijskich marzeń: Dzieci z naszej szkoły garażowej mogły pojechać nad jezioro do Sanphii. Cena za wprawę: 10 kwacha. Suma bardzo symboliczna. Dokładnie tyle kosztuje tutaj litr mleka. Mimo to zbiórka rozpoczyna się już dwa tygodnie wcześniej. Prawie każdego dnia któreś z Dzieci przynosi drobny pieniążek. Tylko 7 osobom udaje się dobrnąć do 10, ale pojechać może ostatecznie każdy. 30 szczęśliwych Maluchów zbiera się przed garażem na godzinę przed czasem. Oczekiwanie na ten dzień najwyraźniej nie pozwala im spać. Podobnie i mnie. Dzisiaj ma się spełnić nasze wspólne marzenie.

Po Dzieci przyjeżdża niewielki biało-niebieski bus. Ja z kilkoma z nich wsiadam w samochód naszej Siostry Dyrektor. Zabieram ze sobą pudełko z upieczonymi dzień wcześniej ciastkami z cukrem. Ruszamy! Cieszę się jak dziecko.

Po godzinie drogi docieramy na miejsce. W oddali widać już błękitną taflę wody. Sprawia wrażenie, jakby unosiła się do góry i miała nas zaraz zalać. Słyszę pierwsze odgłosy zachwytu. Florence otwiera szeroko buzię i zasłania ją ręką. Chanda na przemian spogląda na mnie i przez okno. Nic nie musi mówić. Jestem tu po raz trzeci, ale dzisiaj i ja na nowo zachwycam się tym miejsce. Tego cały czas uczą mnie Dzieci. Przecierają moje zakurzone oczy.




Ubrania szybko znikają ze szczupłych czarnych ciałek. Nikt tu nie potrzebuje czasu, by oswoić się z temperaturą wody. Plusk, plusk, plusk...

Nie od razu dołączam do Dzieci. Zatrzymuję się na środku plaży i obserwuję. Coraz to ktoś wykrzykuje moje imię i macha wynurzając się na chwilę spod wody. Chce, by go zobaczyć. Podnoszę rękę i odsyłam uśmiechy. Nie wiem, kto jest bardziej szczęśliwy.




Nagle po raz pierwszy tak jasno uświadamiam sobie, jak bliskie stały mi się te Dzieci. Jak to możliwe, że jeszcze dwa miesiące temu nie wiedziałam o ich istnieniu? Dokładnie tyle czasu wystarczyło, by pokochać Chongo, którego uśmiech rozkłada na łopatki każdy smutek. Pokochałam Mozesa, który przerażał mnie na początku swoją agresją, a teraz nieśmiało szuka przytulenia. Pokochałam Lombama i Jego niewinne spojrzenie przypominające mi kotka ze Shreka. Pokochałam Czamę podnoszącą zaciśniętą piąstkę do góry w radosnym geście triumfu, że poprawnie dodała dwie liczby. Pokochałam Brighta, który śmieje się, że nie rozumiem, kiedy mówi do mnie w bemba. Pokochałam małą Lovenes, która niestrudzenie usiłuje wyłudzić nowy ołówek chowając swój nieporadnie za plecami. Pokochałam Fridę, która nauczyła mnie czekania na odnalezienie w drugim człowieku dobra. Pokochałam robiącego sobie ze mnie żarty Vincenta. Uczy mnie dystansu do samej siebie. Pokochałam Bupe z brakującym zębem na przedzie. Pokochałam każde z tych Dzieci. Każde bez wyjątku. Każde inaczej.





W końcu dołączam do zabawy, by nie dać się dogonić myśli, że niedługo trzeba będzie się z nimi rozstać. Biegam za piłką. Udaję, że pływam. Zamieniam się w karuzelę. Buduję zamki z piasku. W sercu dziękuję Bogu na każdą chwilę. Dziękuję, że Gwiazdy na ziemi zaświeciły dzisiaj jaśniej. 


1 komentarz: